Zagadnienie dotyczące cyklu życia budynku i tocząca się dyskusja wskazująca na ekologiczny aspekt takiego podejścia przewartościowuje nasze spojrzenie na architekturę w obecnych czaszach. Ponadczasowe zasady trwałości, piękna i użyteczności określone za panowania Juliusza Cezara w Witruwiuszowskim dziesięcioksięgu o architekturze, dewaluują się na naszych oczach. Zasady zrównoważonego rozwoju nakazują nam na etapie koncepcji budynku zaplanować jego utylizację.

W mentalności niemałej części ludzkości, jest to zapewne temat zupełnie niezrozumiały i obcy. Wielu z nas na pewno zachwyciło się pięknem zabytkowej architektury towarzyszącej nam od wieków. Można rzec, że obiekty te wręcz budują naszą tożsamość. Czy można wyobrazić sobie Paryż bez wieży Eiffla albo Rzym bez bazyliki św. Piotra? Jakie emocje budził pożar bazyliki Notre Dame w Paryżu czy upadek wież World Trade Center w Nowym Jorku? Poza tym stopa życiowa na świecie nie pozwala wszystkim cieszyć się własnym domem, całe regiony zmagają się z problemem slumsów i faveli.

Wszystko wskazuje na to, że przy nowym podejściu do architektury i cyklu życia obiektów, wiele z nich nigdy nie zdąży się stać zabytkami. Nie zdąży zbudować tożsamości społecznej i identyfikacji miejsca. Daleko odbiegają światowe trendy od panującego od pokoleń w świadomości ludzi przekonania na temat trwałości architektury. Jest to szczególnie widoczne w Polsce, w której bardzo trudno przekonać do zastosowania szkieletu drewnianego zamiast tradycyjnej konstrukcji murowanej.

Budownictwo od zawsze powstawało niemałym wysiłkiem ludzkim i ekonomicznym i starano się aby było trwałe i ponadczasowe. Co prawda dawne społeczeństwa nie stały przed wyzwaniami przeludnienia, kończących się surowców energetycznych, zmian klimatycznych, zanieczyszczenia środowiska.

Zagrożenia wnikające z jakże często słusznej idei to przede wszystkim ekonomia marketingu, popytu i zysku, która napędza konsumpcję i napełnia portfele. Sztucznie obniżony czas trwałości w krótkiej linii prowadzi do wytwarzania przedmiotów niższej jakości, o szybkim czasie zużycia wymuszającym zakup nowego przedmiotu. Mamy z tym do czynienia w przypadku samochodów, artykułów AGD, elektroniki. W efekcie de facto produkujemy śmieci.

Pociesza mnie nieco fakt, że duże zmiany nie wchodzą w życie z dnia na dzień. Jako anegdotę przytoczę historię, jak w roku 2006 rozpoczynałem naukę programu Autodesk Revit 6,0 i pracujący w PROCAD kolega przekonywał mnie, że jest to absolutny „must have” i przyszłość projektowania, że to jest BIM. Pamiętam, że przekonała mnie idea jednej bazy danych, zmiana wprowadzona w jednym miejscu znajdowała swoje odzwierciedlenie w całym projekcie. Nie żałuję, że go posłuchałem. Wciąż pracuję na Revicie. Uśmiecham się jednak nieco, jak w 2020 roku słyszę, że BIM i Revit to jest coś co staje się standardem. Zmiana w sposobie myślenia wymaga czasu, dużo czasu.

Robert Mielniczek, architekt IARP